Jak się uczyć? Nauka języka z przyjemnością.

Metoda skojarzeniowa po raz trzeci – dla zaawansowanych.

Są osoby, którym nauka języka przychodzi z łatwością. Szybko opanowują podstawowe słownictwo, jak również to na poziomie średniozaawansowanym. Tym bardziej, że słówka wyuczone na tych poziomach poddawane są mechanizmowi powtórek w sposób naturalny. Po prostu w toku nauki języka są one często powtarzane w dialogach i tekstach.

Nie są to osoby o jakimś naturalnie wrodzonym talencie do języków. Raczej tacy uczniowie w toku swojej edukacji mieli okazję wyćwiczyć pewne umiejętności językowe, lub, mówiąc językiem Howarda Gardnera, wykształcić u siebie inteligencję lingwistyczną. Czyli dużo czytali, pisali wypracowania, lubili poznawać nowe słowa w języku ojczystym. (Zainteresowanych odsyłam do artykułu na funnel.pl)

Takie osoby nie widzą wiele pożytku z metody skojarzeniowej. Po co tracić czas na budowanie skojarzeń skoro i tak słówka wchodzą mi do głowy?

Ponieważ sama należę do tych osób, którym nauka języków przychodzi łatwo i metodę skojarzeniową odkryłam dosyć późno, mogę więc spokojnie opowiedzieć o jej zaletach dla takich typów.

Otóż największe korzyści z metody odniosą właśnie osoby na poziomie zaawansowanym nauki języka. Pamiętasz największe zalety tej metody? To, że słówka raz nauczonego nie zapomnisz? Właśnie, słowa z poziomu zaawansowanego nie są powtarzane, więc nie wchodzą automatycznie do głowy zgodnie z zasadą krzywej uczenia się, jak na poziomie podstawowym.

Podam Ci przykład: czytałam jakiś czas temu angielski tekst z dziedziny dietetyki. Było w nim wiele rzadko używanych słów, które jednak chciałam zapamiętać. Jaką jednak szansę miałabym na zapamiętanie takich słów jak „starch” – skrobia czy „to wean” – odstawić dziecko od piersi (przejść na pokarmy słałe), gdybym poprzestała tylko na przetłumaczeniu ich i zanotowaniu na marginesie tekstu? Mimo, że z reguły optymistycznie oceniam swoje możliwości, jestem pewna, że już następnego dnia bym ich nie pamiętała.

Zastosowałam jednak metodę skojarzeniową. Najpierw „starch”. Brzmi jak „starcz”, przekształcam na „starczy” i tworzę skojarzenie: Wchodzę do domu starców, wokół mnie mnóstwo staruszków, którzy mają uwiąd starczy. Widzę, w tym domu starców wszędzie jest rozsypana skrobia ziemniaczana – taki biały proszek. Ja ją zbieram i obsypuję białym pyłem staruszków. Teraz „wean”. Ponieważ wymawia się to słowo z długim „i” – „łiiin”, przypomniałam sobie historię z dzieciństwa, kiedy miałam świnki morskie, które na powitanie właściciela, czyli mnie, głośno kwiczały właśnie „łiiii”, „łiii”. Teraz wyobraziłam sobie, że karmię dziecko piersią, kiedy kończę i odstawiam je od piersi, dziecko zaczyna bardzo głośno kwiczeć jak moje świnki morskie „łiiiin”.

Pamiętaj, że im bardziej absurdalna historia tym lepiej, więc jeżeli jesteś facetem, tym lepiej zapamiętasz „wean” wyobrażając sobie, że karmisz dziecko piersią.

Na marginesie, nierozstrzygniętą pozostawiam kwestię, czy w ogóle warto uczyć się rzadko używanych słówek, takich jak „wean” czy „starch”. Ja uważam, że warto się ich uczyć właśnie z książek, artykułów, Internetu, itp. Skoro czytasz jakiś tekst, to znaczy, że temat Cię interesuje lub czytasz, bo jest Ci to potrzebne.

Życzę zaawansowanym ciągłego poszerzania słownictwa.

Martyna

 



Komentarze

  • hovaw 13.11.07, 13:37

    „Pamiętaj, że im bardziej absurdalna historia tym lepiej, więc jeżeli jesteś facetem, tym lepiej zapamiętasz wean wyobrażając sobie, że karmisz dziecko piersią.”

    ^.-
    Co racja to racja 🙂

    Odpowiedz

  • asik 21.05.08, 18:44

    ta metoda jest super, sama ja od dawna stosuje, bo studiuje po angielsku i nowych terminow wciaz przybywa…

    Odpowiedz

  • White 27.08.09, 09:57

    Nigdy nie miałem problemów z nauką języków, ale jednak na poziomach C1/C2 bardzo dużo jest słownictwa naprawdę trudnego, do „wykucia” (choć tutaj trudnością nie jest samo „kucie”, ale potem pamiętanie wykutych słówek, które zapomina się w tempie niemal natychmiastowym!) z dziedzin specjalistycznych (technika, medycyna, prawo, ekonomia)… Muszę powiedzieć, że ta metoda jest naprawdę dobra! Po tym, jak przeczytałem Pani przykład, pani Martyno, z „starch” i „to wean” do dzisiaj pamiętam zarówno historyjki, jak i słowa! 🙂

    Odpowiedz

  • Anonimowy 02.07.10, 11:45

    Po prostu podziwiam. Dla mnie ta metoda jest jedna z najbardziej „nietrafionych” metod. I na poziomie zaawansowanym wrecz utrudnilaby mi prawidlowe uzywanie slow. Uczylam sie jezykow obcych najprostsza w swiecie metoda i w moim przypadku najskuteczniejsza. Nie buduje w myslach absurdalnych sytuacji, a przypominam sobie lub wyobrazam sytuacje w ktorej moglabym uzyc danego slowa. I bez problemu udaje sie zastosowac to w praktyce, bo jak pojawia sie realna sytuacja pamiec przywoluje natychmiast to slowo. Przynajmniej tak jest w moim przypadku.
    Skojarzenia jednego slowa w jezyku angielskim np. utrudniloby mi zapamietanie slowa w innym jezyku. Ciekawa jestem jakie mialabym skojarzenia uczac sie slowa „skrobia” w jezyku niemieckim, albo francuskim.

    Kojarzenie zastosowania slowa z adekwatna sytuacja jest jedyna metoda pozwalajaca szybko porozumiewac sie i mowic w danym jezyku unikajac w wysokim stopniu bledow. Przeciez nie chodzi wylacznie o zapamietanie slow, a ich poprawne uzywanie!
    Poza tym lubie miec porzadek, nie tylko w szufladach.
    Z doswiadczenia na sobie przestrzegam tez przed tzw. „falszywymi przyjaciolmi” jak rowniez przed tworzeniem slow na bazie podobienstw (pisalam Pani o tym w poscie o Hiszpanie uczacym Polakow szybko mowic po hiszpansku), bo tresc i zakres znaczeniowy slowa nie sa identyczne w roznych jezykach. W ten sposob wlasnie popelnia sie mase bledow w jezyku obcym.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *